Przedświąteczna bieganina, czyli jak co roku gubimy rozsądek między piernikiem a prezentami
Grudzień znów wciąga nas w wir przedświątecznej bieganiny, w której próbujemy połączyć codzienność z magią zbliżających się świąt. W tym lekkim chaosie kryje się jednak coś ciepłego — coś, co co roku sprawia, że mimo zmęczenia uśmiechamy się trochę częściej.
Ktoś kiedyś powiedział, że grudzień to jedyny miesiąc, w którym czas nagle przyspiesza do prędkości światła. Może to zasługa lampek choinkowych, które migają jak sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniu dnia codziennego ze świątecznym chaosem. A może po prostu wszyscy próbujemy zmieścić w kilku tygodniach to, czego nie zrobiliśmy przez cały rok. W każdym razie, zaczyna się. Wielka, ogólnonarodowa przedświąteczna bieganina.
W grudniu ludzie zachowują się inaczej niż zwykle. Nagle potrafią odstać dwadzieścia minut w kolejce po cynamon, bo „bez cynamonu to barszcz się obrazi”. Kupują prezenty, o których jeszcze tydzień temu nie wiedzieli, że istnieją. A kiedy już znajdą coś idealnego, nagle okazuje się, że wszyscy inni też to znaleźli i to wcześniej.
Są też tacy, którzy ambitnie postanawiają zrobić wszystko sami: własne pierniki, własne dekoracje, własne porządki generalne… i w pewnym momencie zadają sobie pytanie, dlaczego właściwie zaczęli sprzątać pawlacz o 22:30. Czasem grudzień wyzwala w ludziach poczucie misji, misji niemożliwej. Ale przecież próbujemy, bo to ten magiczny czas.
A mimo tego zamieszania jest w tym wszystkim coś pięknego. W rozmowach w kolejkach, w uśmiechach wymienianych nad wózkami w przepełnionych sklepach, w tym wspólnym „ojej, znowu zapomniałam karpia”, kryje się ciepło, którego często nie zauważamy na co dzień.
I kiedy w końcu zmęczeni, ale zadowoleni, siadamy wieczorem z kubkiem herbaty, dociera do nas coś ważnego. Że ten cały przedświąteczny chaos, te drobne potknięcia, śmieszne sytuacje i wieczne „gdzie ja odłożyłem te ozdoby?”, to też część świąt. Może nawet ta najprawdziwsza.
Grudzień przypomina nam, że na końcu tej bieganiny czeka coś więcej niż tylko prezenty i porządnie odkurzony dywan. Czeka wspólny stół, rozmowy, bliskość i to ciche wzruszenie, które pojawia się, kiedy gasną ostatnie lampki, a my zdajemy sobie sprawę, że wszystko, co naprawdę ważne, jest już na swoim miejscu.
A cała reszta? No cóż, będzie o czym opowiadać przy świątecznym stole.